Bieszczady
Od wypadu w Pieniny minęło kilka dni. Zaledwie kilka. A tu Mikołaj dzwoni z tasmańskim planem wypadu w Bieszczady. A ja…. huraaaaaaaaaaaa :-))))
Startuję w piątek po pracy, drobne 4,5 godziny i … witamy się w Częstochowie.
Wrzucam bagaż do samochodu Mikołaja i pogrążam w słodkim nieróbstwie, podczas gdy on zmaga się z setkami kilometrów. Zasypiam, budzi mnie okrzyk „jelenie”. W rzeczy samej przez szosę przechodzi dostojnie stado jeleni. Nawet nie uciekają. Cóż, Bieszczady.
O 3:30 jesteśmy pod Caryną. Przepakowanie się, przebranie. Godzinę później mamy już rozstawione statywy na szczycie. A gdzie się podziało obiecywane przez ICM morze mgieł?
Zmęczeni zalegamy na ławeczkach, na chwilkę, na sekundę. Budzi nas jakiś miejscowy fotograf, też zawiedziony pogodą. Zmęczeni złazimy do samochodu. Wpadamy na pomysł, aby poszukać wodnych tematów. Tematy są, ale my jesteśmy na wpół żywi. Trudno w takich chwilach być fotografikiem. Szukamy to tu to tam. Nic. Niebo – blacha.
Pół królestwa za kawę i … jakby rzec, ustronne miejsce z kranem na dodatek. Znajdujemy.
Wyglądamy na zmęczonych, za oknem upał a właściciel lokalu bezlitosny człek i nie proponuje nam drzemki na ławeczce w cieniu.
Ruszamy dalej. Po kilkunastu kilometrach oczy się kleją. Turystyczna wiata przy drodze wesoło uśmiecha się do nas. Rozkładamy karimaty i…. budzimy się po prawie 2 godzinach.
Cudownie.
Pierogi w kultowej knajpie w Wołosatem zdecydowanie poprawiają nam nastroje.
Szykujemy się do wyjścia na zachód na Połoninę Wetlińską.
Ruszamy.
W trakcie podejścia spotykamy jelenia. Skubaniec wcale nie ucieka. To dopiero jest focenie dzikiej zwierzyny w dzikich ostępach :-))))
W Chatce Puchatka piwo ma rajski smak.
Znajdujemy przytulne miejsce na wschodnim zboczu Połoniny.
Focimy do zmierzchu, choć warunki nie rozpieszczają.
Potem wpełzamy do śpiworów. Wokoło cisza. I tak cudnie, że jedynie potrafię skupić się na myśli „ chwilo trwaj, trwaj, trwaj”…..
Poranek znowu bez mgieł. No przecież nie zawsze muszą być te mgły, ale jakoś szkoda…
Schodzimy do samochodu. Szczęśliwi.
11 godzin podróży jest niczym wobec jednej krótkiej chwili tam wysoko, wobec ciszy, bezkresu wolności. Tam pod niebem można w kilka chwil zapomnieć o szaleństwie tego świata.
Tam czas płynie inaczej i ludzie są inni. I wszystko.
Odpłynąć bez końca i … bez początku…..
Bieszczady
This entry was posted in Bez kategorii.